Wyobraź sobie, że pewnego słonecznego dnia budzisz się w innym świecie – w świecie, w którym każdy z sąsiadów jest potencjalnym zabójcą, a wyprawa do sklepu spożywczego po podstawowe produkty urasta do rangi śmiertelnie niebezpiecznego slalomu między żywymi trupami. Wiesz, że z czasem zacznie brakować wszystkiego – łączności, prądu, gazu, a nawet wody. Tak, to się nazywa apokalipsa zombie. I wyobraź sobie jeszcze, że nie jesteś żadnym byłym komandosem, wirusologiem ani nawet prezydentem Stanów Zjednoczonych. Nie, mieszkasz we Wrocławiu, masz dwadzieścia parę lat, garść anegdot z Afryki, zwariowaną rodzinkę, która postanowiła uciec przed zombie do ciepłych krajów, i to, co znajdziesz w kawalerce po ekscentrycznej babci.
To, czego nie masz, to instynkt samozachowawczy.
„Po moim trupie” to lekkostrawna czarna komedia, która z przymrużeniem oka patrzy na bijący rekordy popularności temat zombie. Powieść została napisana w ramach akcji „National Novel Writing Month”.